Wyścigi konne dzieci

Tutaj profesorowi Ambaga nie odmawia się, więc dostałem oficjalne pozwolenie na filmowanie z dachu jadącego samochodu wyścigu dzieci w wieku od 6 do 8 lat na koniach 2 oraz 3 letnich. W wyścigu biorą udział również dziewczynki. Niektóre dzieci jadą bez siodeł i strzemion. To ekwipunek, na jaki nie wszystkich stać. Trasa wyścigu to 15 km w stepie. Tylko 5 samochodów, może towarzyszyć wyścigowi. Policja,  lekarz, nasza terenówka z pozwoleniem na filmowanie i dwa samochody organizatorów.  Wyścig jak i całe święto dedykowany jest ojcu profesora, który był trenerem koni i przed wprowadzeniem sowchozów miał ich 1500, natomiast później, mógł zatrzymać tylko 45 sztuk inwentarza żywego. Kto nie godził się na taki deal, szedł do więzienia. 

Z kilkudziesięciu dziecięcych gardeł wydobył się okrzyk Aj, Aj, Aj i wyścig wystartował. Konie ruszyły galopem niosąc na swych grzbietach dziecięce wytrenowane ciała. Jechaliśmy ok 50 km/h po zielonym stepie. O takich przygodach czyta się tylko w książkach. 🙂

Może to wysoce aktywna praca z kamerą i aparatem fotograficznym, może moja mongolska koszulę kupiona celowo na ta uroczystość, a może urok introwertyka, tak czy inaczej zostałem zaskoczony prośba organizatorów o wręczenie jednej z 3 nagród w wyścigu konnym dzieci na dystansie 15 km dla koni 2 letnich. Zdaniem moich mongolskich przyjaciół to szczególne wyróżnienie. Otrzymałem miseczkę z kumusem, medal, dyplom i instrukcje: kumys podać właścicielowi konia, medal zawiązać na głowie konia, a dyplom dać dziecku. Niby proste, ale bałem się że pomylę i kumys dam koniowi, a koński medal przypnę właścicielowi. 

To pewnie rzadki przypadek, aby medal w konnych wyścigach w Mongolii, wręczał Polak. Jakoś ogarnąłem, choć wiązanie medalu do końskiego łba nie szło mi łatwo. Dodatkowo chłopiec dostał plecak a jego ojciec telewizor. Od tego momentu, spotkanie ludzie, nie przyglądali mi się już tylko z ciekawością. Teraz patrzyli na mnie z uwagą.

O tym jak zostałem właścicielem dwóch koni w Mongolii

Stado koni biegnie po stepie. Gdy nasze samochody zrównały się z nimi, skręciły w prawo i oddaliły się od nas. Jedź człowieku swoją drogą i nam pozwól galopować w porannym słońcu.

Tutaj mówią na mnie Juriik. I podarowali mi już dwa konie. Pierwszego konia, a właściwie rocznegoźrebaka, dostałem od rodziny nomadów, u nocowaliśmy przez kilka dni. Źrebak był jasnobrązowy, narywisty i nie był uległy. Polubiłem go od początku. Za drugim razem, otrzymałem w prezencie 3 letnią klacz od profesora. Byliśmy w jego posiadłości w górach. Patrzyliśmy przez okno, i profesor mówi, patrz, tam biega stado moich koni. Podobają się Tobie? Jutro podaruje Ci jedna klacz. Później okazało się, że klacz jest półdzika oraz że w maju urodzi i w ten sposób będę miał już trzy konie. Gdy przyjechaliśmy do jurty, koni jeszcze nie było, pasterze szukali ich w stepie. Dopiero po godzinie zobaczyliśmy biegnące stado kilkunastu koni, zaganiane przez pasterzy w kierunku zagrody. 

Ceremonia wygląda tak, że właściciel informuje, że zamierza podarować swojemu gościowi konia. Obdarowany powinien tego samego lub następnego dnia, przyjść z niebieska szarfa, złożona w wzdłuż na pół. Szarfę należy trzymać w obu rękach na wysokości klatki piersiowej, otwarta częścią do gospodarza, zamknięta do siebie. W dobrym tonie jest podarowanie gospodarzowi butelki dobrego alkoholu lub niewielkiej kwoty pieniędzy. Podarunek trzeba trzymać podobnie jak szarfę. Zamknięciem ceremonii jest zawiązanie niebieskiej szarfy na szyi konia i wypuszczenie konia na step, aby z powrotem dołączył do stada.

W przypadku mojej źrebnej klaczy, nie można było do niej się zbliżyć, nawet po tym gdy została złapana na coś w rodzaju lassa i unieruchomiona przez pasterzy. Przez cały czas szarpała się, skakała, kopała i chciała gryźć. To jest naprawdę półdzika klacz. Zasadniczo, mogę odebrać konia w każdej chwili. Jeżeli tego nie zrobię, klacz zostaje w stadzie, ale nie może być sprzedana bez mojej zgody. Powinienem jednak wykazywać zainteresowanie koniem i co jakiś czas pytać o jego kondycję i zdrowie.  Skąd ten zwyczaj? Może jest prastary, ale przypisuje się go Czingis Chanowi, który uważał konie za strategiczny zasób armii. Konie otrzymywali tylko sojusznicy i przyjaciele. Podarowanie konia, jest więc formą okazania przyjaźni, szacunku oraz zawarcia sojuszu.

Mongolski step

Jeżeli lubisz bezkresny spokój błękitnego oceanu, polubisz również niekończący się zielony ocean mongolskiego stepu.

Wreszcie zjechaliśmy z szosy. Nad rzeką zostały rozstawione stoliki, na których znalazły się wielkie kawałki gotowanej wołowiny, baranina, kanapki i piwo. Jestem jedynym obcokrajowcem, ale Ci ludzie studiowali lub pracowali w różnych krajach, więc tworzymy nowe esperanto na bazie angielskiego, czeskiego, mongolskiego i rosyjskiego. Po krótkim mongolskim lunchu i odśpiewaniu 3 pieśni, ruszamy w drogę. Przed nami odcinek około 100 km przez step pełnymi drogami. Przed nami falujący zielenią ocen mongolskiego stepu. Dopiero teraz widzę, że nigdzie nie ma jurt ani stad bydła. Puszyste białe chmury rzucają cień na zielone góry. Prujemy 60 km/h, samochód skacze jak piłeczka. Czas szybko mija, a droga prowadzi do celu. Mówiąc droga, mam na myśli obieranie kierunku wg kompasu lub wyczucia prowadzącego Lexusa właściciela fabryki przetwarzania skór. Czasami jedziemy drogą, a niekiedy na przełaj przez ocean traw. Irlandczycy śpiewają pieśni o zielonej wyspie, ale to mongołowie mogą śpiewać pieśni o zielonym oceanie.

Ofiara dla niewidzialnych opiekunów gór i dolin

Przed wieczorem, profesor zaprasza na kolację. Zjemy ja w pobliskich górach. Chwila przygotowań i jedziemy w cztery samochody terenowe w kierunku pobliskich gór. W linii prostej jakieś 7-10 km. I tak też jedziemy. W linii prostej, na przełaj, przez step, po zielonym dywanie, który to niewidzialny opiekun tych gór, rozwinął przed kołami naszych samochodów. Pierwsze miejsce postoju pełne jest kwitnących ziół, a zapach jest tak odurzający i intensywny, że kręci się w głowie. Ktoś jest uczulony, więc jedziemy wyżej. Zatrzymujemy się na stoku góry. Profesor nalewka czarkę wódki i wylewa ja wysoko do góry, tak, aby rozlała się, po jak największej powierzchni stoku. Dołączają inni, ofiarowują niewidzialnym opiekunom wódkę, podnosząc wysoko ręce, otwierają się na wszechświat oraz proszą o błogosławieństwo. W tej modlitwie, nie ma nic ze skostniałej religijności. Ktoś się śmieje, ktoś modli, ktoś przygotowuje kolację. To jakby powiedzieć, rób co chcesz człowieku, tylko nie przeszkadzaj innym. Jestem zaskoczony sprawnością, z jako przygotowany został posiłek. Kilka minut i już siedzimy na rozkładanych krzesłach przy stole. Na kolację jemy, jak łatwo się domyśleć, baraninę. Została przygotowana metodą gorących kamieni. Chodzi mniej więcej o to, że do szczelnie zamykanego garnka, wrzuca się na przemian: baraninę, warzywa i rozpalone w ogniu kamienie. I tak kilka warstw. Duszenie mięsa trwa trochę ponad godzinę. Mongołowie, właściwie to nie używają przypraw. Twierdza, że barany zjadają tyle dobrych ziół, że przez całe swoje życie, nasycają swoje mięso ich aromatem. Baranina jest bardzo smaczna, a ja zaczynam wierzyć w prawdziwość tej tezy.

Dzień dobry Mongolio!

Stacja Mongolia rozpoczyna swój codzienny program: Dzień dobry Mongolio.

Terkhiin Tsagaan Nuur, całkiem blisko Karakorum. 

Naszą dzisiejszą opowieść zacznijmy od tego, że Mongolia to płaskowyż. Gdy święci słońce, to pali jak cholera, ale nocą jest zimno. Stepy są krainą kruków, żurawi i sokołów. Tych ostatnich jest tutaj prawie tyle, ile u nas wróbli. Nie widziałem dotąd innych dzikich zwierząt. Oczywiście wszędzie można zobaczyć stada koni, krów, jaków, owiec i kóz. Przejechałem jakieś 2000 km i wszędzie były stada. Nie wiem, czy coś takiego jak step bez jurt i stad zwierząt istnieje. Myślę, że na stepach Mongolii może żyć kilkadziesiąt milionów zwierząt hodowlanych.

Woda jest tutaj czysta, podobnie jak i powietrze. Tutaj naprawdę widać niebo gwiaździste. Drogę mleczną, która wygląda jak biała rzeka. Wielki wóz tak wyraźny, że można się o niego potknąć. Ale świat Mongołów jest już zepsuty i to w ten najgorszy sposób, bo oparty na bezkrytyczny łykaniu dobrodziejstw USA, Europy, Rosji i Chin. Coraz mniej jest Mongołów w Mongołach. Odżywiają się fatalnie, w sklepach mają najgorsze jedzenie w proszku, jakie produkuje zachodni świat. Ludzie mieszkający w Ułan Bator są otyli. I to bardzo. Ich telewizja karmi ich taką sieczką, że nasi Kiepscy to jakiś superserial. Ułan Bator jest okropne. Jednak wyjechać gdzieś w góry lub step, zamieszkać w jurcie lub namiocie, obcować z przyrodą, tak, to jest wyjątkowe doświadczenie. Przyjemne tak długo, dokąd akceptujesz brak możliwości umycia się, toaletę na wolnym powietrzu, tłuste i nieumyte włosy, zimne noce, robaki wchodzące do uszu, oraz zawieranie przyjaźni z nomadami przy pomocy butelki wódki.

Sytuacja geopolityczna Mongolii jest bardzo trudna. To ogromny kraj pełen złóż węgla, rud, rzadkich minerałów. Sąsiaduje z dwoma militarnymi potęgami czyli Rosja i Chinami. Tak długo jak Mongolia będzie pozwalać na rabunkową gospodarkę wydobywczą Chinom i Rosji, tak długo uda się utrzymać cienką nić niezawisłości. Wielu wykształconych Mongołów rozumie to dobrze wysyłając swoje dzieci na studia do Moskwy lub Pekinu.

W 1921 armia czerwona wkraczając do Mongolii w celu wprowadzenia ustroju socjalistycznego, uchroniła ten kraj przed chińską kolonizacją oraz migracją 50 mln Chińczyków na stepy Mongolii.

Nomadów, którzy żyją w jurtach oraz ludzi zachodu, łączy jedno silne bazowe dążenie. Jest nim walka o byt, przetrwanie, zapewnienie dobrego życia dzieciom i sobie. Myśląc tak, zrozumiemy, że ich życie niczym się nie różni od naszego. Mają takie same radość jak i troski.

Nie ma lepszego/gorszego życia TAM lub TU. Przyjaźń, radość, miłość, ból, cierpienie, strach wszędzie na świecie wygląda tak samo. Tylko byt kształtuje nasza świadomość. Większej świadomości, może towarzyszyć większy brak spójności pomiędzy wewnętrznym człowiekiem a jego zewnętrznym odbiciem w lustrze życia i kariery. To wówczas rodzi się rozdarcie, niepokój, strach i ból. Jeżeli nie osiągniemy spójności, to lepiej abyśmy nie mieli świadomości. Musimy zrobić jedną z dwóch rzeczy. Albo obniżyć świadomość, poprzez prowadzenie jak najprostszego życia. Albo rozwijać świadomość oraz wewnętrzną spójność, mojego wewnętrznego człowieka z jego obrazem w lustrze życia.